Dzień dobry, zdecydowałem rozszerzyć trochę tematykę naszego forum o kwestie związane z pożytecznymi organizmami. Właściwie trafniej było by napisać że zdecydowałem się tylko uzupełnić tematykę o brakujące elementy. Bo czymże była by uprawa roślin w ogrodzie bez udziału drobnych mikroorganizmów, ale także większych jak np dżdżownice czy też pszczoły? Pierwsze z wymienionych dbają (wraz z grzybami) o sprawny obieg materii w przyrodzie, drugie owady czyli pszczoły pomagają roślinom w rozmnażaniu, a człowiekowi w uzyskaniu plonu. Przy okazji na przestrzeni setek lub nawet tysięcy lat pszczoły chcąc nie chcąc wzbogacały dietę człowieka o bogaty w różne składniki pokarm (wytwarzany na swoje potrzeby, ale ochoczo podkradany nie tylko przez człowieka) jakim jest miód.
Chciałbym na początek napisać trochę o tym jak to się stało że zainteresowałem się pszczelarstwem. Pomijając fakt, że wujek mojego Taty był pszczelarzem (miał ok 200 pni w dość niesprzyjającej lokalizacji - w Dębogórzu) pszczoły jak i inne owady i zwierzęta wydawały mi się zawsze naturalnym i istotnym uzupełnieniem gospodarstwa ogrodniczego. Dość często spotykamy taką oto prawidłowość: iż rolnik poza uprawą różnych przemysłowych roślin posiada (dość często, lub posiadał) w zagrodzie krowy, świnie, kury itp, tak ogrodnik poza jakimś drobniejszym inwentarzem na swój własny użytek często posiada także pszczoły które oblatując pożytki zapylają wiele roślin i w sprzyjających warunkach dają sobie podebrać nieco miodu. Jako łasuch, dla którego owoce i inne słodkości są raczej pochłaniane niż nie zauważane - miód stanowił i stanowi przyjemny dodatek do diety. Mając jako takie doświadczenie, jakie to sztuczki wykonuje się przy okazji produkcji żywności, kierując się wieloma sprawami doszedłem do wniosku, że fajnie by było mieć swoje własne pszczoły i swój "nie cukrzony przesadnie" miód. O kwestii "cukrzenia miodu" napisano w wielu miejscach, na przykład tutaj:
http://www.pasiekapszczelarska.fora.pl/zakladanie-pierwszej-pasieki-krok-po-kroku,52/podkarmianie-czyli-czym-jak-i-ile,8308-30.html
Jak widać jest to problem niestety dość powszechny. Stąd przyjemność którą można czerpać w ten sposób, że uzyska się trochę prawdziwego miodu, zamiast podróby ze sklepu jest wielce kuszącym powodem założenia pasieki (choć nie jedynym). Wśród innych powodów na pierwszym miejscu dla ogrodnika jest oczywiście kwestia zapylania roślin. Tutaj mamy dość szerokie spektrum możliwość poradzenia sobie z tą kwestią. Są owady naturalnie występujące w przyrodzie (np trzmiele, pszczoły murarki a nawet niektóre motyle czy komary) które mogą zapylać niektóre kwiaty, jednak żaden z tych owadów nie posiada dla człowieka tak wielu przydatnych cech jak pszczoła miodna.
Cóż, mając takie a nie inne nastawienie postanowiłem wraz z Żoną w pewnym momencie spróbować.
Jesienią 2015 roku kupiliśmy pierwszego ula aby poprawić zapylanie roślin i być może uzyskać trochę miodu o czy pisałem w tym wątku:
historia-gospodarstwa-ogrodniczego-oleander-i-mini-ogrodu-botanicznego-t2202-60.html
Pozwolę sobie przypomnieć tamten wpis kopiując go tutaj w całości: Wiosną 2016 roku pszczoły zabrały się do pracy w czym im nie przeszkadzałem. Jedynie od czasu do czasu ostrożnie podchodziłem do ula. Nigdy nie miałem bezpośrednio styczności z pszczelarstwem (choć dalsza rodzina mojego Taty miała dużą pasiekę). Mając już pierwszą rodzinę pszczelą - na urodziny dostałem od rodziny podstawowe akcesoria do obsługi ula. Od tamtego czasu wszystko czekało na swój dzień. 20.05.2016 pszczoły (chcąc nie chcąc) zaprosiły mnie do współpracy. Ul podzielił się na dwa roje. Nagle w tej części sadu gdzie stoi ul zrobiło się bardzo głośno i tłoczno. Nowa drużyna osiadła na jednym krzaczku więc przystąpiłem do dzieła. Przebrałem się w ofiarowany mi ubiór i postanowiłem złapać rój. Odziany od stóp do głowy (nie wiedząc jak się zachowają pszczoły, a mając na względzie swoje uczulenie na jad pszczeli - okleiłem sobie nogawki taśmą:) błyskawicznie uporałem się z zadaniem. Idąc za ciosem postanowiłem zajrzeć do ula z którego wyroiły się pszczoły. W środku znalazłem pierwszy miód z naszego ogrodu. To bardzo przyjemne i smaczne znalezisko Miód i wosk który można żuć jak gumę do żucia uwieczniłem na zdjęciu. Pszczoły okazały się bardzo grzeczne i w zasadzie nie protestowały. Właściwie były tak grzeczne że momentami wydawało mi się że odymianie to z mojej strony przesada
Mając dzisiejszą wiedzę, mogę napisać że tamto wyciągnięcie miodu z miodni było ogromnym błędem za którym nastąpiły kolejne. Zamiast pozbyć się lub oddzielić młodą matkę (wykonać odkład) i/lub przenieść rój do bardziej profesjonalnego ulika umieściłem je w drewnianej skrzyni bez jakichkolwiek ramek. Skrzynka pozostawiona w silnie nagrzewającym się miejscu już kolejnego dnia była pusta. Druga ucieczka roju zakończyła się moją porażką. Szukałem roju jakiś czas, powiadomiłem kogo trzeba (straż i okolicznych pszczelarzy). Po ok tygodniu otrzymałem telefon. Rój znalazł się na kominie - powędrował dokładnie w linii prostej pod wiatr. Niestety gdy przybyłem na miejsce rój kolejny raz przeniósł się. Nie pozostało mi nic innego jak wyciągnąć wnioski z tego co się stało. Przygoda jednak już się rozpoczęła. Wkrótce zakupiłem 2 ule wielkopolskie i 2 odkłady wraz z radą aby dać (zakarmić) 2 kg cukru każdy odkład. Była to niestety wiedza nie pełna która trafiła na podatny grunt (kolejny błąd). Moje założenie bowiem było od początku takie iż - jak najmniej mojej ingerencji, a jak najwięcej działania natury. Pierwsza zima kiedy zimowały te moje kupione odkłady zweryfikowały boleśnie moje założenie. Otóż zakarmienie ok 2 kg okazało się niewystarczające. Najczęściej poddaję weryfikacji otrzymane informacje, ale tym razem postąpiłem inaczej i nie sprawdziłem, że tego typu odkłady wymagają znacznie większego podkarmienia (oraz podkarmiania rozwojowego w okresie bezpożytkowym). Człowiek uczy się na swoich błędach. A czytający mogą zamiast na swoich - uczyć się na moich. Wiosna 2017 - miałem więc 2 martwe odkłady i wielką złość na samego siebie, że zmarnowałem te odkłady przez nie zastosowanie dającej się przecież dość łatwo odnaleźć podstawowej wiedzy. Lato i okres pożytków był okresem odliczania i wyczekiwania na kolejne odkłady oraz przyrzeczenie sobie że tym razem nie zmarnuję skrzydlatych przyjaciół.
W tym sezonie zakupiłem 4 odkłady które trafiły do mnie w lipcu. Zanim je otrzymałem zabrałem się z wielką starannością do przygotowania uli, ustawienia ich w najlepszym miejscu jakie mam w gospodarstwie (potencjalnie najbardziej osłonięte, spokojne, z dala od ścieżek, płaskie), następnie wygospodarowałem jakieś 500 m2 na dodatkowe, awaryjne zasiewy roślin miododajnych. Wiem że to mało, ale gospodarstwo jest w środku kilkudziesięciu ha łąk. Gdy przyjechały pszczoły wszystko było już gotowe. Od tamtego czasu podkarmiam je rozwojowo, dołożyłem także stopniowo 3-4 ramki do każdego ula mając cichą nadzieję że do jesieni pszczoły rozwiną się na tyle by obsiadać 6-8 ramek. Jeden z uli które mam posiada szybkę, także mogę w każdej chwili podejrzeć co się dzieje w środku. Przy tej okazji drobna uwaga, dla tych którzy kupują odkłady. Pytajcie i sprawdzajcie w jakim wieku są matki. U mnie niestety sprzedawcy przysłali 2 matki młode, tegoroczne i 2 starsze. Bliżej końca września czeka mnie wykonanie leczenia przeciw warroa. Mając uczulenie na stosowanie chemicznych wynalazków postanowiłem zaufać działaniu kwasów organicznych które w rzeczy samej są substancjami naturalnymi. W szczególności będę stosował środek HIVE CLEAN (BEEVITAL). O skuteczności jego działa oczywiście napiszę.
Można powiedzieć że życie zweryfikowało początkowe założenia które trzeba było zmodyfikować. Nie chciałem ingerować w życie pszczół, niestety nie jest to możliwe*. Chciałem je pozostawić swojemu losowi - nie jest to możliwe* (albo zdechną albo odlecą). Nie chciałem ich dokarmiać, niestety w pewnych momentach jest to konieczne*, ale nie oznacza, że będę uzyskiwał miód z cukrem. Wedle mojej wiedzy, stosując odpowiednią organizację ula i optymalnie wykorzystując krótki okres pożytkowy mogę uzyskać 10-20 litrów czystego miodu. Oczywiście odebranie zapasu miodu powoduje konieczność jego uzupełnienia. Mam nadzieję móc sprawdzić tą teorię (opartą na praktyce niektórych pszczelarzy) w przyszłym sezonie. *gwiazdka oznacza że w przyszłości rozwinę te elementy wpisu (są bowiem wyjątki od tego co opisałem jako "nie jest możliwe").
Obecnie muszę się Wam przyznać, że podobną przyjemność jak obserwowanie przyrostów roślin daje mi obserwowanie wylotków uli. Przyglądanie się tym podniebnym kolejkom pszczół podchodzących do lądowania jest co najmniej tak przyjemne jak grzanie się zimą przy kominku...
Są takie momenty, szczególnie rano, gdy robi się cieplej że w koło uli jest dosłownie gęsto od pszczół i nie można za bardzo podejść z aparatem. Wieczorem za to, gdy część rodzin zajmująca się pracą na zewnątrz wróci do ula w środku jest przyjemnie i ciepło. Staram się nie niepokoić pszczół wieczorem, zaglądam tylko od czasu do czasu, specjalna szybka jest wtedy przyjemnie ciepła (w ulu panuje temperatura od ok +24 do ok +33 w zależności od stanu rodziny pszczelej i pory roku). Na poniższym zdjęciu widać część pszczół w momencie gdy było sporo wylotów, wieczorem pszczółek w ulu jest dużo więcej.
Zachęcam Państwa do napisania kilku zdań na temat swoich doświadczeń z pszczołami, np od czego to się zaczęło, czyli czy ktoś z Waszej rodziny zainspirował Was do tego, a może jakiś przypadek sprawił że zajęliście się pszczelarstwem, jak długo się tym zajmujecie, co sprawia Wam najwięcej przyjemności i jest związane z pszczołami i inne tematy z tym związane jakie tylko przyjdą Wam do głowy. Zapraszam.