Strona 1 z 1

nabijanie w buteleczkę

PostNapisane: 6 kwi 2012, o 00:01
andykapa
Witam!

Ostatnio co otworzę jakiś preparat ochrony roślin , to stwierdzam rażące braki ilościowe!!

np ma być 2,5 ml jest 1,4 , zamiast 5 ml jest 3 ml

Ostatnio w buteleczce nominalnie 5 ml znalazłem ok 1,2 ml ! (tzn wyciągnąłem 3 strzykawki "insulinowki" po 0,4 ml) i został jedynie osad na dnie.

Czy spotkaliście się z tym problemem ? Jak z tym walczyć ?

PostNapisane: 6 kwi 2012, o 07:32
Oleander
Witaj Andykapa!

Widzę że stosujesz niewielkie ilości środków chemicznych.

Pytasz jak z tym walczyć?

najlepiej jest po prostu nie stosować tych środków chemicznych które nie dość że szkodliwe to jeszcze (jak zauważyłeś) oszukane na objętości. Zyskasz na tym Ty i Twoja rodzina. Większość bowiem chemii ogrodniczej jest silnie toksyczna dla ludzi i zwierząt, natomiast pisanie na opakowaniu o tym że ten czy tamten środek jest ekologiczny lub podlega biodegradacji a co gorsze - po okresie karencji można spożywać rośliny potraktowane chemią jest bezczelnym kłamstwem obalanym już coraz częściej w niezbyt licznych jeszcze programach TV (np na kanale Planete).

Kto ma choć minimalną wiedzę na temat certyfikowania środków chemicznych, stosowania norm itp ten wie jak wielkim światowym przekrętem jest stosowanie większości środków chemicznych (łącznie z pozornie nieszkodliwymi detergentami do mycia naczyń).

Ogromna większość środków chemicznych pozostaje ciągle aktywna mimo upływu czasu. Jedynie warunki atmosferyczne (np opady deszczu) powodują spadek stężenia środków na powierzchni roślin. Środki które już wniknęły do środka (np do owoców) pozostają już tam. Zjadając skażone chemią owoce lub nawet tylko dotykając skażone rośliny ryzykujemy przedostanie się środków chemicznych do naszych organizmów a następnie wywołanie przez nie określonych chorób (szczególnie raka).

Opryskując rośliny w ogrodach ludzie nie tylko powodują skażenie drzew i owoców ale także gleby i wód gruntowych. Odbija się to bardzo źle na całym ekosystemie który jest zaburzony. Między innymi ginie większość szkodników a te które pozostają (skażone) powodują choroby u owadów i zwierząt które się nimi żywią (np skażone larwy szkodników powodują spadek ilości ptactwa odpowiedzialnego za walkę ze szkodnikami np sikorek, skażona gleba powoduje brak zwierząt ryjących np kretów które żywią się larwami szkodników ale przy okazji napowietrzają glebę etc).

Reasumując, w uprawie amatorskiej, jeśli chcemy żyć w zdrowym środowisku i jeść zdrowe owoce i warzywa - szkoda pieniędzy na tego typu badziew jakim są środki chemiczne.

Stosowanie środków chemicznych jest uzasadnione jedynie w przypadku bardzo drogich roślin, które trudno zastąpić i które nie są źródłem pożywienia dla ludzi i zwierząt.

Naturalnie - stosując powyższe nikt nie będzie miał problemu z brakiem zadeklarowanej objętości sprzedawanego środka chemicznego, a producenci takowych być może pójdą po rozum do głowy i zaczną produkować więcej naturalnych preparatów.

Wydaje mi się jednak że wszystko jest kwestią filozofii życia. Jedni lubią mieć rośliny i owoce ładne (ale skażone chemią i pozbawione smaku) inni lubią (a kupując wybierają) owoce z niewielkimi przeważnie wadami ale smaczne i zdrowe. Ja uważam że nie zawsze warto być estetą. Dlatego co roku mniej więcej 10-20% wszystkich moich plonów zjadają szkodniki, w sadzie mieszka królik lub zając, pierwszym mieszkańcami naszego domu było 9 jaskółek, po gospodarstwie biegają przepiórki a krety znaczą trawnik strefami prac ziemnych (wyprosiłem jedynie lisa gdyż stanowił zbyt duże ryzyko zarażenia się wścieklizną). Podsumowując: Na zdrowie!

PostNapisane: 7 kwi 2012, o 22:15
benzulli
Można wiedzieć w jaki sposób uprawiasz pomidory i ogórki? U mnie co roku zaraza ziemniaczana wszystko niszczy. Próbowałem dziadka przekonać na przestawienie na metody naturalne, ten się ze mną kłóci - nie ma rozmowy, nie zdaje sobie sprawy z tego wszystkiego, a szkoda. A to jego ogródek.

PostNapisane: 7 kwi 2012, o 23:28
Oleander
Benzuli, po prostu z końcem kwietnia lub na początku maja przenoszę przygotowane rozsady pod folię gdzie rosną sobie do października. Gdy wystąpi chłodna i wilgotna pogoda część bardziej wrażliwych pomidorów ulega miejscowemu zniszczeniu (szczególnie dużo strat jest z końcem sezonu gdy pomidory nie są już jednak tak smaczne, choroby niszczą owoce i rośliny). Zamiast opryskiwania pomidorów i ogórków środkami chemicznymi (co uważam za dokonywanie powolnego samobójstwa oraz zbrodni na nas i na naszych dzieciach - poprzez skażenie gleby) oczyszczam co jakiś czas rośliny usuwając martwe ich fragmenty. Zapobiega to nasileniu się chorób (szczególnie w okresie niższych temperatur).

Uprawianie pomidorów bez osłon jest w naszych warunkach klimatycznych nieco problematyczne (trzeba bardzo starannie dobrać odmianę, miejsce i mieć nieco szczęścia do pogody). Ogórki gruntowe udają się znacznie lepiej.

Ładnych ale pryskanych warzyw i owoców nie przyjął bym nawet za dopłatą. Jeśli ktoś lubi się truć i jeść śmierdzące warzywa to jego sprawa. Najlepiej sprawdza się stare powiedzonko - jeśli chcesz coś mieć zrobione dobrze, to zrób to sam. Jeśli chcesz jeść zdrowe i smaczne owoce i warzywa - musisz przygotować je sam (stosując jedynie naturalne metody - bez chemicznych polepszaczy).

Proszę mi wierzyć że natury nie da się za bardzo oszukać. Jeśli nie ma warunków (pogody) to niektóre warzywa i owoce i tak nie będą najlepsze (np pomidoty malinowe nie dość słodkie z końcem sezonu ze względu na zbyt krótki dzień) nie ma sensu do tego wszystkiego dodawać jeszcze chemii. Żyjmy w zgodzie z naturą. Tak samo jak ciężko jest znaleźć 2 takich samych ludzi tak i lata bywają różne. Jednego roku udają się bardziej rośliny lubiące wilgoć innego sucholubne i ciepłolubne. Czy znając charakter natury tak trudno jest żyć z nią w zgodzie?

PostNapisane: 8 kwi 2012, o 10:11
benzulli
Rozumiem, że wędliny i produkty mięsne sam produkujesz. A co z warzywami i owocami w zimie? Nie jadasz?

PostNapisane: 8 kwi 2012, o 18:37
Oleander
Jeśli chodzi o produkty mięsne to staramy się z Żoną wybierać takie które zawierają najwięcej mięsa (np kiełbasa która ma poniżej 70-80% mięsa to dla mnie produkt mało wartościowy).

Najlepsze są oczywiście wędliny zawierające ponad 90% mięsa (naturalnie wytwarzane). Są one 50-100 i więcej % droższe od produktów nafaszerowanych `uzupełniaczami i zamiennikami` ale smakują tak jak powinny.

Inna kwestia, że dziś bardzo trudno znaleźć dobre mięso (zwierzęta chodowane na dużą skalę są faszerowane lekarstwami i paszą mizernej jakości). O ile zatem da się ograniczyć spożywanie konserwantów i zamienników to części trucizn i tak się nie wyeliminuje z pożywienia (gdyż trafia ona do naszego organizmu wraz z mięsem). Jest to jednak zawsze niższa dawka niż gdy spożywamy żywność niższej jakości.

Z braku czasu sam nie przygotowuję i nie przetwarzamy mięsa na własne potrzeby ale kupujemy gotowe.

Odnośnie pytania o spożywanie warzyw zimą: składujemy część warzyw w piwnicy (np marchew, selery - w piasku), ukiszoną kapustę w ceramicznych pojemnikach, dynię, ogórki, pomidory i inne - w słoikach itd. Wykonując różnego rodzaju zaprawy uzyskujemy taki efekt że przez cały rok jemy żywność niskoprzetworzoną z własnego gospodarstwa.

PostNapisane: 15 kwi 2012, o 13:05
Bogdan Ka.
A jaki ekologiczny środek proponujecie na kędzierzawość liści brzoskwiń?
W ub. roku nie zdąrzyłem opryskać środkiem chemicznym i z trzech drzew zebrałem może z 4kg strupiatych, niewyrośniętych owoców.
Pod pomidory i ogórki stosuję obornik, a w sezonie podlewam gnojowicą z pokrzyw. Oczywiście uprawiam w tunelu foliowym. I tutaj nie stosuję chemii, ale bez niej wiele roślin nie da sobie rady.

PostNapisane: 15 kwi 2012, o 15:16
Oleander
Większość znanych mi właścicieli brzoskwiń i moreli opryskuje te drzewa.

Efekt jak dla mnie bywa wątpliwy i np drzewko mojego Taty nie miało choroby tylko w latach z odpowiednią wiosenną pogodą (oprysk nie eliminował choroby a efekt jej ograniczenia był jak dla mnie bardzo wątpliwy i dyskusyjny).

Mam zupełnie inne rozwiązanie tego problemu niż trucie siebie i otoczenia.

Nie jest to ekologiczny środek do opryskiwania (choć słyszałem o różnych wynalazkach - np mleku i innych).

Jest to niestety rozwiązanie jedynie teoretyczne, z braku czasu nigdy nie wypróbowane.

Skoro przyczyną choroby jest rozwój grzybów których zarodniki uaktywniają się podczas wilgotnej pogody (przy niskich temperaturach w sezonie wzrostowym) to należy opóźnić rozpoczęcie wzrostu roślin które atakują grzyby. W maju gdy temperatury gwałtownie rosną i jest duże nasłonecznienie objawy choroby nie występują.

Jak to zrobić?! Można osłonić rośliny siatkami cieniującymi (ale w taki sposób aby nie kaleczyć i nie przegrzewać pąków oraz aby jednak do drzewa dochodziło nieco światła.

Tuż przed kwitnięciem należy zdjąć siatkę cieniującą. Tym sposobem można nieco przesunąć moment kwitnięcia i rozwinięcia liści - przesuwając go do okresu gdy warunki pogodowe będą sprzyjające.

Inne zabiegi które pomagają kontrolować chorobę bez stosowania środków chemicznych to ręczne usuwanie zarażonych liści oraz silnie uszkodzonych pędów. Wykonuję takie zabiegi szczególnie w 1 i 2 roku po posadzeniu brzoskwiń. W dalszych latach uprawy drzewa są już na tyle silne że potrafią poradzić sobie pomimo ataku choroby. Ponadto należy zadbać o usunięcie (spalenie lub zakopanie) wszystkich zalegających (popsutych i zmumifikowanych) owoców. Usuwamy również martwe fragmenty rośliny. Są one naturalnie siedliskiem choroby.

U mnie nad morzem morele udają się mniej więcej co 2-gi rok, brzoskwinie nie wymarzają wprawdzie, ale najlepiej udają się na stanowiskach osłoniętych, dobrze nagrzewających się - czyli np przed południową ścianą budynku. W ubiegłym sezonie zebrałem kilkadziesiąt kilogramów owoców z jednego tylko drzewa (nigdy nie pryskanego!).

Bardzo ważne również jest dobranie odpowiedniej odmiany do naszych warunków klimatycznych i glebowych. Większość sprowadzanych z zagranicy drzewek nie nadaje się do naszych warunków. Na szczęście jest kilka dobrych i niezawodnych odmian krajowych (np Harnaś, Inka i inne). Im późniejszy okres rozpoczęcia wzrostu (kwitnienia i rozwoju liści) tym lepiej i mniejsze prawdodpodobieństwo wystrąpienia chorób.

Należy zdać sobie sprawę, że niektóre odmiany nie będą dobrze plonować w naszych warunkach klimatycznych (mamy bardzo kapryśną i zmienną pogodę wiosenną). Brzoskwinie wymagają stabilnych na dosyć wysokim poziomie temperatur. Stosowanie chemii, jeśli występują bardzo kiepskie warunki termiczne - jest zupełnie bezcelowe. Proszę również pamiętać, że każdy deszcz spłukuje środki chemiczne lub `ekologiczne zamienniki` do gleby (trzeba dosyć często powtarzać oprysk, szczególnie jeśli nie wykonało się go jesienią).

Koszt zakupu środków chemicznych będzie na tyle wysoki iż najlepiej jest wcale nie przejmować się kędzierzawością ewentualnie albo zmienić odmianę, albo uprawiać rośliny pod osłoną lub zupełnie zrezygnować z tego gatunku.

PostNapisane: 4 maj 2012, o 09:03
Orendz
Faktycznie nabijają bo jak 2 dni temu ziemia kokosa została popryskana przy okazji pryskania czereśni środkiem na owady to wczoraj pojawiły się młodsze ziemiórki czyli to g.. dało.
W przypadku awokada to popryskanie na wszelki wypadek środkiem na owady i grzybobójczym nawet zaszkodziło młodemu liściowi.

PostNapisane: 28 wrz 2012, o 22:04
Oleander
Orendz, niektóre środki chemiczne są nieskuteczne (często także przez niewłaściwe stosowanie). Te które są skuteczne, niestety najczęściej są też bardzo szkodliwe dla człowieka i środowiska naturalnego.

Można o tym mówić tysiące razy ale ludzie i tak wezmą opryskiwacz do ręki, dodadzą środek chemiczy i znowu będą siebie i innych truć.

Swoją drogą ciekawy jest paradoks, polegający na tym że największe forum ogrodnicze jest powiązane z firmą oferującą opryskiwacze.

Czyżby ludzie lubili siebie i innych truć albo przedkładali uzyskanie ładnych owoców i roślin ponad własne zdrowie?