Strona 1 z 7

Choroby i szkodniki różnych gatunków palm i paproci jak zwalczać

PostNapisane: 3 lip 2006, o 19:14
Iwonka
Posiadam palme o liściach jak wachlarz zawsze miała po 4-5 liści pieknie wypuszczała jeden za drugim zakupiłam ja we wrzesniu zeszłego roku od miesiaca mi ginie miała robaki odrobaczyłam ja a teraz pokazałysie muszki myśle że ja przelałam dzisiaj ja wyciągłam z doniczki usunęłam ziemie i chce ja troche przesuszyć,czy odżyje???a moze znacie lepszy sposób???

PostNapisane: 3 lip 2006, o 20:43
rozmaryn
Na podstawie tego co piszesz masz prawdopodobnie szorstkowca , liwistone , sabala lub waszynktonie, to tak na marginesie.
Musisz jeszcze napisać gdzie ją trzymasz w domu czy na dworze , w jakim pojemniku . Przypuszczam że w pojemniku w którym go kupiłaś.Jeżeli w tym w którym go kupiłaś prawdopodobieństwo przelania jest małe. Być może zaatakował ją jakiś grzyb lub wirus . Naprawdę ciężko diagnozować bez podparcia fotografią . Piszesz że pokazały się muszki ,,,,,,,hmmmmm mogą to być mszyce mogą to być mączliki , przędziorki lub roztocza. Rada .........oprysk ale uważaj niech to zrobi osoba dorosła i niech ona kupi jakiś preparat w sklepie specjalistycznym.
Troszkę za szybko podjęłaś decyzję o usunięciu ziemi ponieważ na ogół palmy mają delikatny system korzeniowy. Kup jak najszybciej dobrą ziemię dla palm i większą doniczkę , przesadź i o ile masz swój ogród wystaw ją na świeże powietrze koniecznie w cień pod jakieś drzewo lub krzew tak żeby nie była na bezpośrednim słońcu
Powodzenia niech ci się uda uratować swoja palmę .
I jeszcze bym zapomniał ........nie przesuszaj bryły korzeniowej bo ją zabijesz , palmy tego nie lubią.

PostNapisane: 19 paź 2006, o 10:57
nujska
Witam wszystkich serdecznie...

Mam okropny problem z palmą Waszyngtonią Nitkowatą... Szczegoły na zdjęciach poniżej.
Stoi w jasnym miejscu, bo swiatlo w duzym pokoju bez problemu sie rozchodzi. Podlewalam ja regularnie, lacznie ze spryskiwaniem. Ostatnio została przesadzona do swiezej ziemi, bo pomyslalam, ze moze poprzednia juz wyplowiala. Jakie sa mozliwosci powstania takich objawow? Liscie troche stracily na intensywnosci zieleni, sa jasniejsze. Jeden lisc calkowicie sie zlozyl. Owszem, sa ciezkie, ale wczesniej trzymaly sie dobrze. Maja takie objawy od ok. 3 tygodni, kiedy to przesadzilam roslinkę. Jest po przejsciach, bo jakies pol roku temu zostala przywieziona w plastikowym worku, pod ktorym sparzyla się, ale wyszla na prostą :)
czy mozliwe jest, aby palma zwiędla z powodu zbyt mocno ubitej ziemi przy wsadzeniu jej do doniczki? Czy moze wtedy padla by od razu, a nie po pol roku?
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Rrosze mi wybaczyc, jesli post brzmi histerycznie, ale doprawdy przezywam traume...
:eek:

PostNapisane: 19 paź 2006, o 16:00
rozmaryn
Witaj
Nie napisałaś do jakiej ziemi ją wsadziłaś?
W przypadku palm jest to bardzo ważne. Ja swoje przesadzam tylko do ziemi dla palm . Kiedyś opisywałem w dziale PALMY I PAPROCIE przypadek kiedy jedną z nich umieściłem w ziemi dla palm , a drugą w super bogatej mieszance SUBSTRAL . Wydawało by się , że w substralu będzie super rosła , ale spotkało mnie rozczarowanie.
Egzemplarz posadzony w ziemi dla palm jest na oko zdrowszy i dwa razy większy od tego posadzonego w SUBSTRALU. Wniosek jaki z tego wyciągnąłem ( palmy tylko do ziemi dla palm).Substral owszem jest bardzo dobry ale dla innych roślin.


Z tego co piszesz problem zaczął się od momentu przesadzenia . Mogła być albo zła ziemia albo w tej ziemi przemycił się jakiś grzyb lub insekt.
Moja rada - czym prędzej przesadź do właściwej ziemi.
Z przesadzeniem poczekaj jeszcze na kilka odpowiedzi innych forumowiczów. Może oni podsuną tobie jakieś inne rozwiązanie.

PostNapisane: 19 paź 2006, o 17:53
gilliam
Przelanie? Przeciąg?

A może ucinałaś liść niezdezynfykowanym sekatorem? Waszyngtonie są bardzo wrażliwe na infekcje.

PostNapisane: 19 paź 2006, o 18:51
reizer
może poprostu uszkodzilas korzenie przy przesadzaniu??

PostNapisane: 20 paź 2006, o 14:05
nujska
Przepraszam bardzo za zamieszanie :) Palme przesadzilam, gdyz stwierdzilam, ze to wlasnie jej pomoze, wiec objawy takie miala wczesniej. Gdzies na innym forum znalazlam informacje o wirusie, ktory wyjada czesc lodygi, nie atakujac bezposrednio liscia, jednak ten przypadek dotyczyl innej rosliny.

Ziemia - popelnilam podobny blad, co Ty, Rozmarynie :/ Stwierdzilam, ze bez sensu wsadzac palme do ziemi dla palm, skoro mozna wybrac lepsiejsza. Podejrzewam natomiast, ze jeszcze nie ma efektow nowej ziemi, bo to chyba zbyt krotki czas... CHociaz?

Gilliam, istnieje taka mozliwosc... Ucinalam wczesniej dwa martwe liscie po sparzeniu. Nie sadzilam, ze to moze byc, az tak wazne, dziekuje za uwage.

A jak sadzicie, co z tym wirusem? Niestety nie moge przytoczyc cytatu, wiec nie wspomoge sie tym fragmentem ,ale bardzo mnie to zafrapowalo...

Dziekuje Wam za pomoc... tymbardziej jest ona cenna, gdy palma nie nalezy do mnie i jest prezentem :/

Oględziny Palmy

PostNapisane: 20 paź 2006, o 14:08
Krzych
Witam
Z tego, co zauważyłem na zdjęciach to można powiedzieć, że kondycja palmy przed posadzeniem była dość dobra. Ale zauważyłem na łodydze liścia wgniecenia, czy jest to efekt uderzenia, zgniecenia?
Być może został poważnie naruszony system korzeniowy?
Zalanie korzeni też bym nie wykluczał. Może wdała się jakaś choroba grzybowa? Trudno jest mi cokolwiek powiedzieć ja nie mam takiego problemu ze swoją palmą (jeszcze stoi na dworze)
Moim zdaniem trzeba jeszcze trochę odczekać.
Tylko dziwi mnie to, że była w dobrej kondycji przed przesadzeniem (chyba uszkodzony system korzeniowy a ugniatanie ziemi to brak tlenu w korzeniach).

PostNapisane: 21 paź 2006, o 03:09
lindsey
witam,
mam problem z licuala grandis:( wydaje mi sie,ze palmy zaczely mi chorowac. liscie na obrzezach zaczely usychac,poczym przenosi sie to na cale liscie,zauwazylam tez,ze mlode liscie wyrastaja czesto juz tez z suchymi "placami"(nie wiem jak to inaczej nazwac:)
prosze o pomoc,jezeli jest to jakas choroba to poradzcie mi czym powinnam je opryskac,uzywam odzywki do palm("zielone liscie") ale widze ze to za bardzo nie pomaga


mam tez pytanie czy moglabym jeszcze zasadzic nowe nasionka,czy pora roku nie ma znaczenia??

PostNapisane: 21 paź 2006, o 11:34
nujska
Podkreslam, ze palmę przesadziłam już jak były takie objawy...
Slad na łodydze jest z powodu jej załamania się, początkowo pomyslałam, że wynika to, z ciężaru lisci, jednak nie bylo z nimi żadnego problemu.
Krzychu, kondycja palmy przed kłopotami zdrowotnymi była rewelacyjna, Nie przypominam sobie, bym zmieniała cokolwiek w jej pielęgnacji, więc nawet nie mam pojęcia co mogło doprowadzić do takiego stanu.

1.Zakładając, że liscie są już skazane na wycięcie, jaki mniej więcej może być czas reaktywacji roslinki? Jak bardzo mozliwe jest to, ze na wiosnę oszaleje i rozwiną się kolejne liscie? Oczywiscie biorąc pod uwagę, to iż odkryje co się stalo z palmą...

2.[wyczytalam, ze przy chorobach wirusowych nie ma szans, by wskrzesić roslinę i trzeba ją jak najszybciej usunąc- spalić? Niestety nie zaznaczali, czy dotyczy to roslin ogrodowych tylko, czy rowniez tych pokojowych...]


ach. dziękuję Wam za każdą odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie :)

PostNapisane: 24 paź 2006, o 13:24
gilliam
Z tym pozbywaniem się roślin to jest tak, że wygodniej jest o tym mówić niż zabrać się do rzeczy. No bo jak tu nie mieć nadzieji na wyzdrowienie chorej roślinki, do której nie dość, że się przywiązaliśmy, to jeszcze nieraz musieliśmy takową roślinkę nabyć za niemałe pieniądze. Tak więc ja na Twoim miejscu nie spieszyłabym się z wyrzucaniem. Chorób jest tak wiele, że trudno odróżnić jedną od drugiej.
Daj roślince sporo czasu. W międzyczasie spełniaj jej wszystkie gatunkowe wymagania oraz zachcianki. Zastosuj jakąś chemię (weź zdjęcie do sklepu i/lub kawałek uszkodzonej roślinki i poproś o odpowiedni preparat). Nie śpiesz się, szybki zakres zmian też może wykończyć roślinkę.

dziękuję

PostNapisane: 28 paź 2006, o 04:52
lindsey
dziekuję bardzo za pomoc.
mam tylko pytanie mam doniczkę postawić na tym zwirku czy lepiej np dac jakas "miekka" doniczke i wstawic ja do oslonki i tam zwirek?? przy okazji jeszcze zapytam,jak czesto teraz podlewac i czym nawozic?? i jakie powinna miec podloze??

pozdr
Patrycja

Caryota mitis - żółkna liście

PostNapisane: 26 mar 2007, o 09:45
Biedny Miś
Witam wszystkich fachowców

Mam duzy problem . Od jakiegos czasu w mojej palmie Caryota mitis zółkna końcówki liści a potem brązowieja. Czy ktoś ma na to jakąs radę. jaki jest powód takiej sytuacji. W załączeniu zdjęcia jak wyglądaja liście

pozdrawiam

Odpowiedź Oleandra (jakiś czas później):


Po zimie zwykle rośliny wyglądają gorzej. Dzień jest zbyt krótki dla części roślin. Powstają niedobory substancji które są potrzebne do życia. Rośliny wycofują te substancje z organów takich jak liście. Częstym błędem prowadzącym do uszkodzeń liści jest także zbyt częste podlewanie roślin. Prowadzi to do podgniwania korzeni i w perspektywie do ograniczenia ich funkcji. Taka sytuacja objawia się często własnie w postaci żółknących liści.

Rada: doświetlać rośliny tropikalne zimą lub zimować je (jeśli można) w niższych temperaturach w celu obniżenia funkcji życiowych. Ograniczyć podlewanie tak by pomiędzy nimi wierzch ziemi wyschnął.

palma - uratowałem czy wziąłem kawał drewna do domu?

PostNapisane: 1 maj 2007, o 12:06
klangor
Witam,

zupełnie nowiusieńki ze mnie forumowicz. Roślinki hoduję - żadna nie padła do tej pory... Tydzień temu spożywałem strawę w warszawskiej Szwalni - jakiś naleśnik. Niedaleko ogródka, na tyłach śmietnika ktoś pozostawił palmę w doniczce. Liście uschnięte i obłamane. Pomyślałem, że przygarnę znajdę i może odżyje... Dobyłem z plecaka góralski scyzoryk, obciąłem uschnięte badyle i namówiłem przyjaciółkę do zbeszczeszczenia jej bagażnika. Mój rower też wszedł był. Po drodze kupiliśmy 35 litrów ziemi "do palmy" i w domu dokonałem reszty pochówku? Stoi kikut prawie mojego wzrostu. Pień twardy - nie przemoknięty. Liście obcięte. Góra pniaka wyraźnie grubsza i okosmacona naturalną włókniną. W doniczce zostawiłem z piętnaście centymetrów ziemi pod korzeniami. Dobrze obsypałem ubijając i starając się nie ingerować w ułożenie. Po wsadzeniu zalałem paroma litrami wody (doniczka ma pięćdziesiąt litrów pojemności).
I ja się pytam jej codziennie i Was Ludeczkowie Roztomili - odbije czy nie?
Parę roślin już uratowałem i cieszą oczy soczystą zielenią. Miałżebym teraz dokonać ciężkiej pracy nadaremnie? Może jakiś sposób z przykryciem folią albo voo-doo?

Pzdr,

klangor
--
"Grzeszyłem i grzeszył będę"

PostNapisane: 1 maj 2007, o 17:33
gilliam
Wróżki jeszcze tutaj nie mamy ;)

Większość z nas to stety-niestety faceci- a więc wzrokowcy. A i niektóre kobiety, w tym i ja, bywają wzrokowcami ;) A więc potrzebne jest zdjęcie. Bez zdjecia jedyne, co możemy tobie powiedzieć to: powodzenia. Ewentualnie: módl się, bracie :D

Jeśli chodzi o voodoo, to znam jedynie przepis na laleczkę, ale to raczej działa w odwrotną stronę, czyli będzie dobre w razie eutanazji palmy. Chyba żeby tą laleczkę czesać, ubierać, zbudować jej Ritza, kupić limuzynę... pewnie by sie trochę ożywiła... :D

PS. Witam nowego kolegę na forum. Wyjątkowe podejście do roślin. Zazwyczaj ktoś wsadza roślinkę do doniczki, zasypuje ziemią, odwraca się na pięcie i rzuca przez ramię: "rośnij albo zgiń, badylu". ;)

PostNapisane: 1 maj 2007, o 18:47
margot
hej Klangor!
Zdarzyła mi się podobna historia. Spacerując z moją psiną spostrzegłam wystawioną koło śmietnika dracenę marginata. To właściwie chyba trzy w jednej małej doniczce były. Bez chwili zastanowienia cap za donicę i powędrowałam z nią do domu. Natychmiast przesadziłam do większej doniczki, obcięłam suche końcówki liści, podparłam bambusową tyczką i ustawiłam w spokojnym miejscu czekając co się wydarzy. Minęły już 4 miesiące. "Palma" pięknie się rozrosła, wypuściła mnóstwo młodych liści i podprostowała się. Najprawdopodobniej stała u kogoś w ciemnym miejscu, stąd powyginane łodygi i rachityczność.
Wierzę że i Ty zdołasz uratować swoją zdobycz i będziesz mógł być dumny z osiągnięcia! :D Czekam na dalsze relacje z "ostrego dyżuru".

pozdrawiam
Margot

PostNapisane: 1 maj 2007, o 19:51
GosiaM
Spacerując w tamtym roku po Pradze na wakacjach znalazłam kawałek "pnia" difenbachii. Badyl był dość długi, bo miał ponad pół metra długości, z tym, że był częściowo zmażdżony przez koło samochodu.
Więłam biednego badylka, obcięłam to, co był zmiażdżone (jakieś 20 cm), a resztę wsadziłam do wody. Zanim wyjechaliśmy z Pragi, pojawiły się malutkie korzenie i liście.
Dziś mam całkiem ładną difenbachię z seledynowymi liśćmi z ciemno-zielonym rantem. :D

Klangor - życzę powodzenia i trzymam kciuki.
(pomodlę się również w tej intencji ;) )

PostNapisane: 2 maj 2007, o 00:54
klangor
Aście mi pomogliście :) Zdjęcia wysłać nie jestem w stanie teraz nagle bo ja jestem analogowy fotograf a to trwa trochę. Cholera - nie pomyślałem, że to przecież komórofonoaparat albo inne ustrojstwo. Robię foty ale wywołuję je normalnie (niedługo własna ciemnia). Pytanie może źle zadane moje. Brzmieć powinno "czy palma potrafi wypuścić liście po całkowitym ogołoceniu?".
Miałem tak załatwioną yuccę i po miesiącu stania i odprawiania modłów (oprócz podlewania) zaczęła. Dzisiaj mi się śmieje w nos ale wygląda trochę kiepawo jeszcze bo odbiła bokiem od odciętych suchych badyli. Kiedy zrobi pełną koronę to nie będzie widać. Najgorszy był jakiś badylec pozostawiony na klatce do zabrania. Wisiał jak pijak na doniczce. Wziąłem huncwota bo mi szkoda było i przesadziłem. Musiałem mu palik wsadzić bo taki "miętki w gnatach". Poświęciłem swoje rzeźbienie i nawet mu z tym do twarzy - liści mu przybywa. Powinienem chyba wiedzieć co to za roślina? Na razie to się dogadujemy ale potem może być gorzej...
Co do palmy to nie znam powodu wystawienia. Wygląda na mocno przycinaną z powodu małego mieszkania... Powodem wystawienia (w sumie z doniczką to waży trochę) mogła być śmierć człowieka, który ją tak niemożebnie chlastał... Następca wspaniałomyślnie wystawił "toto"... - tak sobie domniemywam. Stan jaki zastałem do takich mnie jakichś dywagacji doprowadził. Jeśli odbije to wyślę fotografie. Jeśli nie odbije to pomyślę co dalej. W życiu nie widziałem w doniczce takiej palmy...

PostNapisane: 2 maj 2007, o 01:28
klangor
Rozumiem, że jeśli "powodzenia" to może rosnąć? Ja to czuję tak czy siak... Zrobię zdjęcie - przynajmniej jeśli padnie to może się dowiem co padło. Na moje oko to roślina, która w klimacie trochę drętwym gromadząca wodę w pniu powinna raczej wykazać się twardością charakteru... Wziąłem znajdę spode śmietnika mimo zbliżającej się przeprowadzki. Zrobiłem podwójny błąd - po pierwsze nie powinienem był wysypywać ziemi z tego co zastałem. Po drugie teraz mam naprawdę co nosić a zanosi się na dłużej... Dam tej pani dwa - trzy miesiące z regularnym podlewaniem tak z raz na tydzień - wydaje mi się, że częściej nie lubi... Po trzech miechach zastanowię się nad czwartym - każdy ma szansę przecież... Najwyżej dla namówienia do rośnięcia postawię koło piknej pani tego chwasta, ten potargany szczypior (pachira aquatica) - zobaczymy co zrobi... bo jak na razie to mnie wkurza codziennym laniem mu do podstawki wody. Mogliby uprzedzać że to roślina wodna a nie doniczkowa...

PostNapisane: 2 maj 2007, o 07:27
rozmaryn
Witam
Kolego z tego co piszesz ( kosmaty pień) to najprawdopodobniej stałeś się posiadaczem trachycarpusa , inaczej szorstkowca. Mógłbyś jeszcze wspomnieć o tych suchych liściach . o ich kształcie . Czy były to liście w kształcie wachlarza ( takie ma właśnie trachycarpus i karłatka) czy raczej w kształcie typowej palmy daktylowej. Na karłatkę to mi nie wygląda z powodu zbyt wysokiego pnia. Musisz też napisać czy ta palma ma żywy stożek wzrostu. Jeżeli tak, to są szanse odratowania. Nie przesadzaj z podlewaniem , roślina pozbawiona liści nie potrzebuje bagna w stopach , wtedy nie trudno o pleśnie i grzyby. Jeżeli masz balkon , taras itp obowiązkowo wystaw w połowie maja palmę na wolne powietrze , jeżeli nie masz takiej możliwości , ustaw ją w najjaśniejszym miejscu mieszkania .
No to powodzenia , trzymam kciuki

PostNapisane: 2 maj 2007, o 17:13
klangor
Dziękuję za porady. To o wodzie to wiem - z resztą akuracik autopsyjnie tak traktuję roślinki z pieńkami, np. moją yuccę czy baobab meksykański czy jak się on zowie (pachira aquatica). Wcześniej napisałem o nim ale pomyliłem go juncusem spiralisem - ten potrzebuje mokro w pięty ;)
A wracając do tematu to nie jest tachycarpus. Liście ma, znaczy miał zanim obciąłem jak palma daktylowa. Najbardziej podobne zdjęcie znalazłem i załączyłem - kiepska jakość ale mniej więcej to to samo. Pień od ziemi do stożka wzrostu ma dobre półtorej metra na oko, dół w kolorach beżowo- jasnozielonych - mówię o tym gładkim kawałku a nie wystających "cyckach" - pozostałościach liści. ostatnie ok. pół metra to wyraźnie zgrubiała i okosmacona część, z której wystaje ów stożek wzrostu.
No i teraz zagwozdka - nie wiem czy on jest żywy. Obmacałem przez włókninę - twardy, jakby suchy nie wiem jaki powinien być. Przecież nie będę obrywał włókien bo go obejrzeć bo pewnie nie oko tu potrzebne akurat. Liście były suche ale jeszcze trzymały kolor, może inaczej - były połamane blisko stożka wszystkie ale nie wiem czy do końca uschnięte. Palma miała tych liści naście zaledwie i trudno je było obciąć chociaż scyzor mam jak brzytwę. We firmie szefuńcio ma palmę daktylową i też to ma takie sztywne liście i twarde - chociaż mój delikwent miał je sporo jaśniejsze... Oryginalnej ziemi się pozbyłem podczas aborcji - wiem, że błąd ale wyglądała na świeżą - donica plastikowa też sprawia wrażenie funkiel nówki. Być może ktoś ją przesadzał i poszło nie tak. Liście obłamały dzieci pewnie na podwórzu a ile stała - nie mam pojęcia. U mnie od tygodnia (właśnie zastanawiam się czy wcześniej były w nocy mrozy ale palmy, które widziałem w Tunezji takie mrozy muszą wytrzymać przecież :).

Pozdrawiam serdecznie,

klangor
--
"Grzeszyłem i grzeszył będę"

PostNapisane: 2 maj 2007, o 17:34
klangor
Mała uwaga po przemyśleniu; na pewno była przesadzana bo kłąb korzeni miał kształt poprzedniego naczynia. Po przesadzeniu zaczęły pewnie schnąć liście - bo były końcówki zeschnięte i ktoś sobie wrzucił na luz ale zadał sobie sporo trudu by to bydlę wytarmosić z mieszkania i postawić grzecznie w słonecznym miejscu :D Ja ją wsadziłem w ziemię i zalałem wodą w godzinę po obcięciu liści.
W ciągu dni paru się wynoszę z tego mieszkania a w nowym będzie miała miejsce i na dworzu - o to się nie martwić proszę Kolego Rozmaryn :) Znajdzie się miejsce jeszcze dla paru takich... A teraz przemeblowuję mieszkanie i przesuwam w samo najsłoneczniejsiunie miejsce. Dobrze, że okna mam od południa... Chociaż yucca odbiła parę lat wcześniej w pokoju, w którym miałem pięciocentymetrowy pasek słońca raz dziennie przez pół godziny. No ale ta to mnie kochać chyba musi mocno :)

Pzdr,

klangor

PostNapisane: 2 maj 2007, o 18:12
rozmaryn
Witam
kolego Klangor ( nasuwa mi się automatycznie klasyka filmu " lecą żurawie") masz przede wszystkim ikrę do roślinek , to się czuje jak się czyta takie naturalne podejście do tego co zielonym do góry.Jesteś warszawiakiem co widać po tym jak piszesz . Nie obrażaj się bo do stolicy mam wielki sentyment. Właśnie z Warszawy dostałem w prezencie 25 lat temu jedną maleńką magnolię japońską i jednego maleńkiego tulipanowca amerykańskiego. Teraz są to dorodne drzewa , które rokrocznie kwitną , a ja upajam się widokiem ich kwiatów. Ale wracając do tematu , musisz uzbroić się w cierpliwość i czekać. Jak będziesz widział jakiekolwiek symptomy wracania do życia twojej palmy, to obowiązkowo daj znać

PostNapisane: 2 maj 2007, o 18:38
klangor
Kolego Rozmaryn, dzięki za dobre słowo. Nie jestem Warszawiakiem - może trochę przesiąkłem po latach tu mieszkania. Jestem najprawdziwszy Mazur z Mazur - rodzic ten i ów przymuszał do dłubania w ziemi w ogrodzie i powiedziałem sobie w dzieciństwie, że nie tknę się już żadnych kopań, pieleń i tym podobnych. A tu patrz - zaczęło się od jednej i ciągle ich przybywa. A palma to nie przypadek - byliśmy hektar od tego miejsca a właśnie tam sobie wymyśliłem, że pójdziemy na żarcie :) Psiapsiółka ciągnęła do Harendy bo tam zostawiła furę a ja w zupełnie odwrotną stronę - bo wołał do mnie ktoś i stąd mam palmę bo mi palma odbija a życie kocham nad życie i nie pozwolę umrzeć choćby to było źdźbło... Każdy botaniczny okaz znajdzie u mnie miejsce, wygodną doniczkę, parę kamyków w niej, jeden toruńską mosiężną żabę na kamieniu, ten pijany padalec ma własnoręcznie przeze mnie rzeźbioną podpórkę.Może ja jednak porobię zdjęcia... ;) A palma dostaje krzyształ górski z kopalni srebra w Tarnowskich Górach.

Pzdr,

klangor

PostNapisane: 3 maj 2007, o 10:34
margot
Klangorze, cóż za werwa i natchnienie!
Czy to wiosna tak Cię usposabia czy inna moc?
Poza sianiem i sadzeniem nowych wielką radość daje odratowanie rośliny i doprowadzenie jej do wyglądu z czasów chwały ;) Parę lat temu reanimowałam zasuszony aloes, ściśnięty mikromałej doniczce. Przesadzony, podlewany jak lubi, pięknie się rozrósł i co roku przechodzi drastyczne ale i pielęgnacyjne pozbawienie zbędnych przyrostów. Dziś to już kawał krzaczyska. Myślę, że gdy bardzo się walczy o uratowanie okazu szanse są większe. Rośliny potrafią wiele przejść i przetrwać.
Co roku szokuje mnie grudniowa rzeźnia "choinek". A w listopadzie żal mi chryzantem pozostawianych sobie samym na cmentarzu. Osobiście przeprowadziłam dwa lata temu doświadczenie, które dowodzi że chryzantemy od razu zadołowane mają szanse przeżyć zimę. Ba! nie tylko przeżyć ale i na nowo zakwitnąć jak szalone. Jak one przetrwały bez żadnej osłony nie pytałam ;)

PostNapisane: 5 maj 2007, o 09:59
klangor
Droga Margot,

ni werwa ni natchnienie - u mnie to impuls pobudza do działania. Trzeba zareagować to się reaguje. Kiedy widzę dziecko i nie widzę oczu rodzica w zasięgu wzroku to idę za dzieckiem - najczęściej okazuje się, że jednak rodzic gdzieś się potajemnie skrył i kontrolę ma... Matka nachlana z mężem i wózek pchany zygzakiem - reaguję. Niewinne trzeba chronić bo samo się nie obroni. Nikt nie pomoże też roślinie bez możliwości chodzenia i wyjścia z doniczki, i pójścia sobie tam gdzie jej lepiej. Po to człowiek na tym świecie jest by swoją służebną rolę w naturze spełniał a nie mieniał się panem świata.

Pzdr,

klangor

PostNapisane: 5 maj 2007, o 10:18
gilliam
A gdyby tak założyć dział o literackim natchnieniu florą i obsadzić Klangora jako felietonistę? ;)

To nie ironia, to respekt.

PostNapisane: 5 maj 2007, o 11:29
klangor
Hmm... Wy Gilliam chyba nie wiecie czym to grozić może... ;) Próbki literackiego natchnienia klangora na http://www.klangor.republika.pl - i z flory natchnionej to jedynie ewentualnej defloracji można się tam dopatrzeć...
A baj-de-łej - palma ma chęć, czuję to. Ale czuję, że na pierwsze zielone kiełki to poczekam jeszcze conajmniej miesiąc...

pzdr,

klangor

PostNapisane: 5 maj 2007, o 23:10
klangor
Heh... Że powodzenia to ja wiem. Codziennie rano wstaję i (cholera mnie bierze ale weszło w krew) spryskuję cztery liście baobaba - bo lubi. Potem wyciągam flaszkę z bidona i wodą, której dzień wcześniej nie wypiłem w drodze do pracy zalewam pięty popaprańca spiralisa bo lubi. Jakby mi ktoś powiedział dziesięć lat temu, że przed zapaleniem papierosa będę robił tak dziwne czynności to bym się obśmiał jak fretka...
Wracam z pracy i pierwsze moje spojrzenie po przeciągnięciu przedniego koła przez próg to jest czubek wzrostu. Fobia jakaś? Stawiam rower mimo oparty na ścianie i przyglądam się bacznie czy coś się przebija przez te włókna. Nic jeszcze. Jeszcze... Nikt mnie nie naumiał takiej cierpliwości - jeno rośliny. Za "powodzenia" nie dziękuję żeby starym, słowiańskim obyczajem nie zapeszyć. Było nie było - obieg materii jest ustalony z pradawna. To co nie rośnie jest powodem wzrostu innych - kiedyś i tak i palma i ja staniemy się pożywką dla następnych pokoleń. A jedzie do mnie arcydzięgiel zwany likworem - ten dni policzył sobie sam. Za dwa lata, kiedy mu przyjdzie ochota na zejście stanie się wieczny...

Pozdrówka,

klangor

PostNapisane: 8 maj 2007, o 10:45
Gabi
Klangor - swietnie sie Ciebie czyta :)

ja też ostatnio uratowałam Juke. tesciowa miała ją zamiar wywalic. Stała taka bidula, jeden, prawie 1,5 metrowy badyl, powyginany na wszystkie strony, przywiazany do kaloryfera, bo przewracał donicę.
Wziełam to do domu, obciełam wielki badyl, przesadziłam do wiekszej donicy i czekałam. Codziennie spryskiwałam pien Juki, podlewałam i czekałam. I tak oto wyglada po około 2 miesiacach.
jeden pęd wyrosl z ziemi. drugi na obcietym pniu a 3 własnie się przebija :)

ps
w donicy stoi doniczka z odnozka passiflorki jak by ktos pytał. Z okolo 15 odciętych z pedu głownego wypusciła korzonki i przyjeła sie tylko jedna :(

PostNapisane: 4 cze 2007, o 22:38
klangor
Rozwitanko Roztomili Roślinolubcy,

stoi jak mnie namawiali, nie ma mokro, cały dzień w propagacji słonecznej (mieszkam już w lesie - warunki do zalesiania prawie idealne :). To jeszcze jeden miesiąc - dajmy szansę twardzielowi. Aha - zdjęcie mam już, wskanować muszę jedynie - może ktoś rozpozna bo ja mimo rozlicznych poszukiwań nie doszedłem co to za model.


Pzdr,

klangor

PostNapisane: 17 cze 2007, o 12:40
Oleander
Witam wszystkich i cieszę się że są jeszcze ludzie o dobrym sercu dla roślin - gotowi im śpieszyć na ratunek, brawo Klangor!;) Jeśli chodzi o Twojego Trachycarpusa Klangor to najważniejsze pytanie brzmi - czy stożek wzrostu rośliny jest żywy? W zeszłym roku (po najcięższej zimie ostatnich kilkunastu lat) przerabiałem zagadnienie stożków wzrostu przy okazji oględzin roślin wspomnianego gatunku uszkodzonych przez mrozy. Spostrzeżenia są takie że jakikolwiek żywy liść palmy (nawet jeśli wszystkie liście wychodzące z rozety liści są martwe) dawał duże szanse i prawdopodobieństwo - że z podstawy rozety wyrośnie kolejny liść. Palma po takich przejściach wyglądała wprawdzie koszmarnie i zwykle pierwszy nowy liść wyrosły z podstawy był mocno pouszkadzany - ale takie rośliny w ciągu dobrego sezonu dochodzą do siebie i w drugim roku po uszkodzeniu wyglądają już całkiem ładnie. Jeśli chodzi o rośliny które straciły wszystkie liście - to przede wszystkim ważne jest jak wyglądały korzenie (czy pozostały żywe) oraz czy w dużej przecież żywej komorze w której znajdują się cylindrycznie upakowane liście - nie wystąpiły procesy gnilne (co często występuje). Jeśli w tej komorze zapoczątkuje się rozkład cylindycznej podstawy liścia - to w zasadzie jest już pozamiatane (jest tam dużo wilgoci, dużo materiału organicznego i mało światła - a to kochają grzyby). Jeśli rozkład następuje od zewnątrz - można jeszcze spróbować usunąć gnijące - okalające żywy i zdrowy w danym momencie środek. Przy takim zabiegu - ważny jest czas. Jeden czy dwa dni za późno z pomocą i pozostaje nam ładny pieniek z gnijącym stożkiem (gdy stożek ulegnie zepsuciu - palma jest martwa). Palmy jak wiecie - poza drobnymi wyjątkami nie tworzą odrostów z kłodziny a więc nie ma "zapasowego stożka" z którego mogłyby się zregenerować w przypadku uszkodzenia głównego. Mam nadzieję że w przypadku Twojej palmy Klangor - stożek jakimś cudem nie został zniszczony i uda się Ci ocalić tą piękną roślinę;)

PostNapisane: 26 sie 2007, o 17:06
Planeta
Witam ponownie. Muszę przeprosić. Mama źle mi opisała wygląd chorych(?)liści. Byłam wczoraj u niej i teraz opiszę jak to wygląda. Liście rozwinęły się na wysokość ale te małe listeczki które odchodzą od łodyżki zapletły się w taki jakby warkocz. Przy tym są bardzo sztywne i twarde ale nie usychają. Tak na wszystkich paprociach chociaż wydaje się, że te listki które wychodza będą już normalne. Może ktoś wie co to jest i co z tym zrobić-wyciąć czy zostawić?

PostNapisane: 27 sie 2007, o 22:59
Andres74
Ciężko powiedzieć, masz może jakąś fotkę?
Żadne robaki na nich nie siedzą?
Jeżeli nie ma to może lepiej zobaczyć co będzie dalej, zawsze potem można obciąć.

Nie wydarzyło się nic szczególnego w "życiu" tego kwiatka?
Jakaś przeprowadzka w nowe miejsce, zmiana wody, mocne przesuszenie?
Rozpylany środek chemiczny?

PostNapisane: 28 sie 2007, o 17:34
Planeta
Witam!
Prawdopodobnie ojciec popryskał preparatem na opuchlaka bo pryskał wszystko... Ani nie było przeprowadzki ani suszy-wręcz przeciwnie-duzo wilgoci. Myślę jednak, że teraz nie ma się czym przejmować bo przecież paprocie obcina się na zimę(?). Zobaczymy wiosną jak będą wschodzić. Dziękuję za zainteresowanie i pomoc.Pozdrawiam.

Moje trachycarpusy są w tarapatach - pomocy! (zdjęcia)

PostNapisane: 19 paź 2007, o 21:48
m.ciechanowski
Witam.

Mam problem z moim Trachycarpusami Fortunei (kupionym tu, na oleander.pl w marcu tego roku w postaci dwulistnych sadzonek). Będę pisał o nich zgodnie z nazwami zdjęć. I tak TF1 chyba dokonuje żywota. Jest w ziemi dla palm, jak widać na zdjęciu większość liści uschła, a część wyblakła, mimo to bardzo powoli wypuszcza liście, ale są od razu wyblakłe i pozostają zwinięte. Gdy je rozłożę to okazuje się, że w środku jest jeszcze trochę zieleni. Podlewany raz na tydzień (może za dużo wody leję, może za rzadko, za często?), stoi na parapecie (nie jest mu za zimno, bo cały proces zaczął się latem, gdy stał na balkonie w upale). Może to jakieś pasożyty?

TF2 ma podobne problemy, ale radzi sobie znacznie lepiej (kupiony razem z TF1 w marcu). Rośnie sobie w ziemi uniwersalnej. Jak widać na zdjęciu część schnących liści mu przyciąłem, część usycha od strony końcówek, jeden liść wyblakł, ale nie więdnie. Za to dziarsko puszcza kolejne liście. Gdy go kupiłem miał 2 liście, w tym jeden lekko przyschnięty i przycięty nożyczkami (taki dostałem z oleandra!) i od tamtego czasu wypuścił już 6 nowych liści. Traktuję go identycznie jak jego brata, a mimo to ma się znacznie lepiej. Zauważyłem małe muszki w pokoju - może to ich wina?

Co może być tym palmom i jak je leczyć? W jakiej ziemi będzie im najlepiej, czy da się jeszcze uratować TF1? Bardzo proszę o pomoc.

Pozdrawiam,

Marek

PostNapisane: 20 paź 2007, o 10:50
Andres74
Myślę, że Pan Dominik (Oleander) pełniej odpowie na te pytania,
ale od siebie dodam, że trachycarpusy uwielbiają wodę i pewnie je trochę przesuszyłeś.

Właściwie ziemia powinna być cały czas wilgotna.

Ja też kupiłem 1 t.fortunei w olendrze (ale tego większego), jakoś w połowie sierpnia, cały czas stoi na dworze i ma się dobrze. Przesadziłem go do większej doniczki, gdyż miał sporo korzeni i trochę się w niej dusił. Wypuścił 1 duży liść (który w momencie zakupu zaczynał wychodzić) i obecnie wychodzi z niego kolejny.

Chętnie odesłałbym Was do francuskiego forum fousdepalmiers, ale od kilkunastu dni są jakieś problemy z ich serwerem. Tam jest dużo zdjęć f.fortunei, znalazłem tam sporo informacji, gdyż prawie każdy user ma jakiegoś trachycarpusa ;)

PostNapisane: 4 lis 2007, o 12:33
m.ciechanowski
Dziękuję za nieśmiałą pomoc. Otóż dostrzegłem u tej gorzej wyglądającej palmy małe, przezroczyste glisty. To one później latają mi po pokoju w postaci muszek, a zanim to zrobią żywią się korzeniami moich palm. Dlatego już w poniedziałek ruszam po jakiś środek, który pozwoli mi je zwalczyć. Ktoś może mi doradzić jaki środek będzie dobry? Może jest coś ciekawego na oleandrze?

PostNapisane: 5 lis 2007, o 10:02
Oleander
Panie Marku, proszę spokojnie przeczytać mój post. Postaram się Panu i innym miłośnikom trachycarpusów (i podobnych roślin) wyjaśnić na czym polega problem przy ich uprawie. Pierwsza roślina (w gorszym stanie) to klasyczny przypadek spalonych liści przez nadmiar słońca - połączony z brakiem wilgoci, dodatkowo jest za głęboko posadzona. A propos balkonu - zupełnie inaczej wygląda kwestia stabilizacji wodnej bryły korzeniowej rosnącej w otwartym w gruncie, a zupełnie inaczej - w skrajnie ciepłych warunkach w małej doniczce na balkonie. Na balkonie można popalić nawet światłolubne cytrusy czy eukaliptusy! U drugiej rośliny ten problem występuje w mniejszym stopniu. Listki (końcówki) gdy są przyschnięte nawet na parę mm zawsze przycinam - gdyż większość klientów uważa je za coś nienormalnego (i z ich estetycznego punktu widzenia roślina nie może ich mieć). Natomiast takie przycięcie nie ma wpływu na kondycję rośliny i w 99% przypadków nie świadczy o jakiejkolwiek wadzie (ułomności) rośliny. Po prostu - tak jak my tracimy włosy, tak rośliny tracą starsze liście (i mówię zarówno o roślinach zrzucających liście na zimę jak i zimozielonych, to zupełnie normalny proces - oczywiście w pewnych "ramach"). Ze względu na skrajne pieniactwo i nieznajomość tych praw po stronie klientów - przycinam czasami (jeśli one są) uschnięte końcówki. Wracając do aktualnego Pańskiego problemu. Muszki które się pojawiły to ziemiórki. Na trachycarpusach bardzo często pojawiają się także przędziorki (przemieszczają się podróżując przyczepione do nitki (pajęczyny). Stąd często dziwimy się skąd się wzięły. Najlepszym sposobem na nie (na ziemiórki) - nie jest chemia ze sklepu, ale rozsądek i odrobina "pomyślunku". Pisałem o tym wielokrotnie - powtórzę jeszcze raz: najlepiej jest na wierzch ziemi (mieszanki torfowej w której lubią składać jaja te szkodniki) dać ok 1 cm warstwę czystego piasku. To ziemiórki skutecznie zniechęci. Osobiście ziemi torfowej (a już w ogóle wszelkich mieszanek ze sklepu) nie uważam, za środowisko dobre dla jakiejkolwiek rośliny. O tym także napisałem w instrukcji (ziemię należy przygotować samemu, ziemia "z worka", "z ogrodniczego" zwykle leżakuje tam wiele czasu bez dostępu do powietrza (choć lepsze mieszanki są pakowane w worki z dziurkami) niewiele to pomaga bo zwykle taka ziemia jest zagrzybiona lub "omszona". Dodatkowo zadam proste pytanie: czy widział ktoś palmę trachycarpus rosnącą na ziemi torfowej albo w okolicy bagna???? przecież na tej ziemi rosną prawie wyłącznie rośliny bagienne o innym zapotrzebowaniu na wodę! Powtarzam to po raz "enty" torf należy stosować w połączeniu z innymi składnikami a ogrodnicy stosują go ze względu na oszczędności (i w myśl zasady: roślina szybciej klientowi zejdzie - to kupi kolejną!). Dodatkowo - trzeba się nauczyć właściwie podlewać. Latem nie ma to ogromnego znaczenia (choć też jest ważne aby roślina stojąca w cieniu o słabym zapotrzebowaniu na wodę, w dodatku z klimatu suchego - nie stała stale z mokrą bryłą korzeniową!). Jesienią, wiosną i zimą podlewanie ma kluczowe znaczenie. Złotą moją zasadą jest: PODLEWAĆ WTEDY GDY WIERZCH ZIEMI DOBRZE PRZESCHNIE. Każda roślina którą wysyłam zaopatrzona jest w instrukcję w której jest to napisane czarno na białym. 90% kupujących w ogóle nie czyta instrukcji i później się dziwi czemu roślina choruje. Wracając do podlewania. Zwykle najodpowiedniejszym momentem do podlewania zimą jest ten gdy roślina już właściwie za chwilę miała by zacząć usychać z braku wody. Wtedy ma największe na nie zapotrzebowanie i nawet przelanie nie jest takie groźne. Wielu początkujących ogrodników popełnia ten sam błąd. Gdy roślinie powiedzmy usycha końcówka liści 1 cm - myślą że roślina ma za sucho i podlewają do tego stopnia że roślina gnije. Ciężko będzie uratować pierwszą roślinę, druga jest jeszcze moim zdaniem do odratowania - jeśli zmieni Pan sposób uprawy. Proszę także pod żadnym pozorem nie zostawiać palm w doniczkach na balkonie na czas mrozu. Korona rośliny owszem - jest mrozoodporna do -17, ale korzenie zwykle są znacznie mniej wytrzymałe i niewielki przymrozek może zakończyć żywot tych roślin.

W każdym razie życzę powodzenia i odratowania roślin.

PostNapisane: 5 lis 2007, o 12:48
Biedny Miś
Witam

Chciałby sie podzielić swoimi uwagami na temat roślin o których mowa powyżej. Opieram to na swoim doświadczeniu i zdobytej wiedzy.
Uważam,że roślina powyżej nie jest spalona przez słońce.
1. wskazuje na to fakt,że roślina na liściach ma różne kolory, bliżej czubków jest bardziej brązowa , dalej zielonkawa, roślina spalona ma liście zniszczone tak samo na całej powierzchni
2. spalenie liści następuje w ciągu kilku godzin, to bardzo proste do zauważenia
3. dlaczego słońce miałoby spalić roślinę w październiku skoro cały czas stoi w tym samym miejscu

Roslina górna z całą pewnością nie jest już do odratowania, moim zdaniem jest to choroba grzybowa, miałem dokładnie takie same objawy na Caryota mitis i Rhapis exelsa

Co do reszty zgadzam sie z Oleandrem

Mam nadzieje,że administrator sie nie obrazi,że podważam jego opinie na ten temat, ale po prostu chce pomóc

Pozdrawiam i życze powodzenia w hodowli

PostNapisane: 5 lis 2007, o 13:53
Oleander
Pewnie że administrator się nie obrazi:) administrator lubi jak ktoś ma inne zdanie - bo tylko wtedy jest ciekawa dyskusja, i można na zasadzie "burzy mózgów" dojść do czegoś ciekawego. A tak w sumie - to piszcie mi "Dominik" albo "Oleander" a nie administrator, w końcu wszyscy tutaj jesteśmy wielką "ogrodniczą rodzinką".

Wracając do tematu. Właściciel palm kupił je w marcu, więc jak dla mnie - miał kiedy "potraktować je ostrym słoneczkiem". Oparzenia najczęściej nie powstają w kilka godzin, zwykle jest to proces bardzo rozciągnięty (np w przypadku moich kakaowców na kilka dni do 2-3 tygodni, w przypadku bardziej odpornych na słoneczko roślin - proces postępuje tygodniami. Tzn aby wystąpiły efekty w postaci usychających liści - trzeba wielu godzin/dni i gdy efekt się skumuluje prowadzi do nieodwracalnych uszkodzeń całych połaci liści. Może właściciel się wypowie - czy trzymał palmy przez lato na balkonie - to by mocno ułatwiło nam ocenę. Plamy mogą tak jak napisałeś Misiu - powstać przy udziale (lub jak uważasz za przyczyną grzybów) ale zwykle przy trachycarpusach grzyby na liściach mają bardzo ciemny odcień (są w formie czarnych lub brązowych kropek - a tutaj takowych brak) i zwykle występują w chłodnym półroczu a nie w ciepłym (od marca do października są zadowalające warunki do uprawy palm). Za grzybami przemawia natomiast zbyt głębokie umieszczenie kłodziny pierwszej palmy (co sprzyja infekcji wrażliwej zielonej części palmy.

Czyli mamy w tej chwili 2 "hipotezy". Czy to grzyby (z przelania) czy poparzenia (związane ze zbyt ostrym słońcem) - piasek na wierzchu ziemi i rozsądniejsze podlewanie - na pewno nie zaszkodzi. Jeśli tylko stożek wzrostu tej bardziej chorej palmy jeszcze żyje - to ma jakieś szanse. Co o tym myślisz Miś?

PostNapisane: 5 lis 2007, o 14:26
Biedny Miś
Witam

Odnosnie poparzeń słonecznych to miałem doświadczenia z takimi palmami jak Hyophorbe verschaffeltii, livinstona chinensis, CHRYSALIDOCARPUS LUTESCENS i bananowcem. Wszystkie te rośliny jak wiemy sa bardzo słoneczno lubne i wszystkim liście szlag trafił w przeciągu kilku godzin stania na słońcu wczesna wiosną. Byłem na tyle nierozsądny,że postanowiłem je "za szybko" przyzwyczaic do słońca. Słońce porobiło nieodwracalne szkody. Livinstona chinensis jest w gruncie, a więc szybko wypuściła 3 nowe liście, reszta została po prostu zmasakrowana. Rosliny odratowałem, ale musiałem obciąc poparzone liście. wyglądało to zupełnie inaczej niz w przypadku tych trachycarpusów

jestem na 100% przekonany ,że palma bardziej chora, nie ma najmniejszych szans na przeżycie, miałem dokładnie takie same objawy na swoich roślinach, szczególnie,że roslina jest bardzo młoda, przez co mniej odporna.

nie wiem czy pomogłem, ale naprawde sie staram

Pozdrawiam

PostNapisane: 5 lis 2007, o 15:41
Oleander
Nie rozstrzygając co jest przyczyną (można by to rozstrzygnąć dopiero poddając wycinek liścia badaniu pod mikroskopem) - trzeba dodać - że jeśli pod tymi uschniętymi liśćmi w tej "mini kłodzinie" jest żywa tkanka - to ma szansę "wyleźć" spod nieżywej części (można delikatnie rozchylić uszkodzone listki aby ocenić co jest w środku (ostrożnie! aby nie połamać ogonków liści które mogą jeszcze być żywe - na pewno są one bardzo kruche!). Ja już nawet ratowałem trachycarpusy którym tylko pozostał żywy stożek wzrostu (rozbierałem liście takiemu gagatkowi do "0" z jednej strony - tak aby odsłonić stożek, który następnie wystawiałem do światła (rzecz dotyczyła roślin zmasakrowanych przez mróz - i zupełnie pozbawionych żywych liści - pozostawały co najwyżej żywe ogonki przy kłodzinie, ewentualnie pojedynczy starszy liść który się uchował, ale środek rozety wyglądał z zewnątrz na martwy). Palma po takim zabiegu wyglądała śmiesznie, ale 2 ciągu 1-2 sezonów nie było śladu po tym i odbudowywała ulistnienie. Jeśli biedny Miś ma rację i jest to silny atak grzybów - to roślina już nie żyje (w okolicy stożka jest najwięcej wilgoci i jeśli przyczyną rozwinięcia grzybów było przelanie - to stożek w takich warunkach pewnie zgnił).

PostNapisane: 5 lis 2007, o 23:17
Demon
hej
mialem podobny problem z moimi palmami, wygladaly identycznie jak te na zdjeciach.a ze nie wiedzialem co jest przyczyna ich stanu siegnalem po wszystkie srodki y uratowac rosliny. na poczatek opryskalem i podlalem je srodkami owado- i grzybobojczymi; roslinki wsadzilem do przezroczystych torebek foliowych i ustawilem na grubym kawlku styropianu by korzenie mialy cieplo; stosowalem takze nawoz krzemowy dolistnie, by je wzmocnic. no i efekty sa. dzis te palmy maja zdrowe podzielone liscie i pieknie rosna. na pewno nie jest to oparzenie sloneczne co widac na zdjeciach. moim zdaniem to zolta plamistosc lisci czesto wystepujaca u palm. radze potraktowac rosliny ww srodkami (systemicznymi to wazne). moze to tez byc jedna z chorob fizjologicznych. pomysl dobrze czy nie przenawoziles swoich palm, moze pH podloza jest nieodpowiednie itp.
nie zgodze sie z doma ostatnimi postami. mialem przypadki ze najmlodsze liscie czyli te przy stozku wzrostu wyciagalem lekkim szarpnieciem, bo nasady ogonkow lisciowych wygladaly jak brazowa papka. poradzilem sobie i z tym. po prostu oblalem palmy silnym roztworem Miedzianu. po kilku tygodniach wypuscily nowe lisie.
mam nadzieje ze moje sposoby pomoga
pozdrawiam

PostNapisane: 6 lis 2007, o 13:24
Andres74
Ilu ludzi, tyle opinii.

Może by tak zdjęcia ze zliżeniem na liście, kłodzinę (mini kłodzinę ;) ) i wyrastający nowy liść?

PostNapisane: 15 lut 2008, o 14:35
agnieszka81
Witam

Czytałam wcześniejsze posty na temat p[almy kokosowej ale nigdzie nie było pytania podobnego do mojego.
Prosze o pomoc, szczerze nie mam reki do kwiatów itp, albo mi sie suszą albo gniją , choć ostatnio jest juz lepiej i jakoś sie utrzymują.
Jeżeli chodzi o palmę kokosowa, dostałam ją od mamy a że kompletnie nie wiedziałam jak o nią dbac zasuszyła mi się, przynajmniej na to wygląda, podlewałam umiarkowanie , stała w dobrym miejscu, ale liście sie zasuszyły, bo nie wiedzialam ze trzeba je zraszac, stąd moje pytanie czy taką palme zaszuszoną nie da sie już uratować? czy nadaje sie już tylko do wywalenia?
Liście zbrązowiały i opadły, kokos sie nie zmienił. Prosze o odpowiedz i z góry dziekuje.

PostNapisane: 15 lut 2008, o 22:00
rozmaryn
Witam.
No to masz Agnieszko poważny problem. Najprawdopodobniej twoja palma skazana jest na pewną śmierć. Zresztą palmy kokosowe w warunkach domowych ( suche powietrze) nie mają raczej racji bytu.Są to rośliny klimatu tropikalnego preferujace im wyższą wilgotność powietrza tym lepiej. Również niebagatelną sprawą jest temperatura w jakiej roślina rośnie. Najczęściej w naszych mieszkaniach jest im za zimno i stoją w zbyt suchym otoczeniu. Dobrze natomiast rosną w warunkach mieszkaniowych palmy daktylowe dla których suche powietrze to namiastka warunków jakie panują w suchym pustynnym klimacie. Również niebagatelną sprawą jest brak światła w porze zimy. Moim zdaniem palma kokosowa absolutnie nie nadaje się do uprawy w warunkach domowych . To co proponuje handel to oczywiście efektownie wyglądająca palma wyrastajaca z pokaźnych rozmiarów orzecha , ale pamietajmy że te rosliny są uprawiane na szeroką skalę w wyspecjalizowanych gospodarstwach ogrodniczych w których warunki są bardzo zblizone do warunków naturalnych.
Niemniej zdarzają się wyjątki i proszę jeszcze trochę poczekać z wyrzuceniem palmy.

PostNapisane: 16 lut 2008, o 10:02
Andres74
Zgadzam się z rozmarynem, ale przy odpowiednim podejściu da się ją trochę w domu potrzymać.
Na pewno nie jest to roślina, którą można "zapomnieć" jak kaktusa.

Oto palma hodowana przez Isę, miłośniczkę palm z francuskiego forum:

Obrazek